MENU

…”tylko…”, „niestety…”- takimi słowami mogę jedynie poprzedzić naszą ostatnią wyprawę w Tatry. Tytuł tego wpisu i zarazem cel wyprawy w góry powinien brzmieć- Szpiglasowy Wierch. Będę szczery-nie weszliśmy na szczyt z powodu złej pogody lub też innych ważnych przyczyn- był to poprostu strach (a może/raczej zdrowy rozsądek). Nasz plan zakładał wieczorne wejście z parkingu na Palenicy Białczańskiej do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów, tam krótki sen „pod chmurką” i nocny wymarsz na Szpiglasowy Wierch. Pogoda była wymarzona- nie było zbyt ciepło ani tez zimno, wyżej wiał tylko lekki wiatr. Droga pod samym szczytem zrobiła się bardzo stroma, w pewnym miejscu na bardzo wyeksponowanym odcinku szlak był bardzo „wyślizgany”- pokonanie tego odcinka wymagało chodzenia na czworaka- co z wielkim i ciężkim plecakiem nie było ani łatwe, przyjemne i bezpieczne…w tym momencie zrobiło się już dość nerwowo i serce zaczęło bić mocniej- po pokonaniu tego odcinka wydawało się , że droga na szczyt będzie już w miarę normalna- niestety- w  światłach czołówek zobaczyliśmy przed sobą ścianę skalną i wijące się między nią łańcuchy, które ginęły daleko w ciemności- to był właśnie moment zwrotny tej wyprawy, chwila zawahania, krótka rozmowa i decyzja o wycofaniu się na przełęcz. Wschód słońca szczęśliwie podziwialiśmy z jak się okazało, gdy się rozjaśniło- dobrego punktu obserwacyjnego, z którego rozpościerał się przepiękny widok na całą Dolinę Pięciu Stawów. Po spektaklu, jaki zafundowało nam wschodzące słońce rozłożyliśmy śpiwory i poszliśmy na kilka godzin spać. Ja jednak po przebudzeniu i spojrzeniu na szczyt zacząłem czuć niedosyt jednocześnie nieodpartą chęć zdobycia szczytu i zobaczenia tego, co straciłem, dlatego moja współtowarzyszka została w naszym obozie a ja „bez niczego” postanowiłem wskoczyć na szczyt. Bez plecaka zajęło mi to ok 15 minut, okazało się również, że łańcuchy wcale nie były takie groźne, ale inaczej wspina się w dzień, kiedy widzimy przebieg szlaku a inaczej w kompletnej ciemności, gdzie nie wiadomo jak biegnie szlak a na plecach mamy wytrącający nas z równowagi i ciężki plecak. Widoki ze szczytu jak łatwo się domyślić były przepiękne, o tej porze jednak było na szczycie już bardzo dużo turystów i ciągle z dołu przybywali nowi, co wraz z wysoko świecącym słońcem uniemożliwiało zrobienie jakiegokolwiek sensownego zdjęcia- dlatego też szczyt nadal uznaję za niezdobyty do końca, choć fizycznie udało mi się na niego wejść to fotograficznie nadal pozostanie ze statusem „do zdobycia”. Patrząc już jakby z perspektywy czasu nie uważam, że decyzja o wycofaniu pod szczytem była zła, w górach nie ma ma miejsca na nieprzemyślane i spontaniczne działania trzeba bardzo dobrze kalkulować swoje decyzje i brać pod uwagę przede wszystkim dynamicznie zmieniającą się pogodę oraz własne umiejętności oraz siły. Reasumując- tę krótką wyprawę oceniam pomimo wszystko jako bardzo udaną a Szpiglasowy Wierch o wschodzie słońca czeka nadal na sfotografowanie.

P.S.: Pozdrowienia dla Krzysztofa z Sosnowca- człowieka, który w starych sandałach przemierzył w jeden dzień całą wschodnią grań Doliny Pięciu Stawów a w plecaku przyniósł mnóstwo piwa.

Osobne pozdrowienia i podziękowania kieruję do „Mady”- mojej współtowarzyszki, która walczyła dzielnie z trudami wyprawy (i dała radę)- nie do końca będąc świadomą w co się wpakowała :))

Komentarze
Dodaj swój komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

CLOSE