…wiedziałem, że wcześniej czy później wrócę w to miejsce. Od wyprawy na tę właśnie górę rozpoczęła się moja przygoda z zimowymi wyprawami fotograficznymi i jak to zwykle bywa- historia zatoczyła koło. Pewnie mało kto pamięta mój wpis z tamtego wypadu, dlatego zainteresowanych odsyłam do tej pamiętnej historii- „tutaj”. Tym razem nie było zaskakujących sytuacji, byliśmy dobrze przygotowani sprzętowo a pogoda była idealna, nawet na samym szczycie nie wiało bardzo- co jest swoistym wyjątkiem, ponieważ Babia Góra słynie z tego. Gdyby jednak wszystko byłoby tak piękne jak sobie zaplanowaliśmy byłoby…nudno-więc co nas tak zaskoczyło?- tłumy ludzi- szczyt Babiej Góry w okolicach zachodu słońca był tak oblegany, że trudno było znaleźć kawałek wolnego miejsca na podziwianie widoków- po zachodzie oczywiście szczyt opustoszał, widzieliśmy tylko jeden namiot a wiec jeszcze ktoś oprócz nas zdecydował się na nocleg na górze. Mieliśmy nadzieję, że wschód będzie spokojniejszy- niestety pierwsi piechurzy obudzili nas już mniej więcej o godzinie 3:30, potem zaczęli przybywać tłumnie kolejni turyści, w końcu przed samym wschodem cała góra zapełniła się znów miłośnikami podziwiania pięknych widoków o poranku, do tego stopnia, że momentami ludzie zaczęli się sprzeczać ze sobą kto komu wchodzi w kadr. W tych warunkach nie było mowy o uchwyceniu jakiejś ciekawej kompozycji, dodatkowo mnóstwo ludzi kręciło się wokół naszego obozu- gdzie zostawiliśmy cały swój sprzęt, więc trzeba było kątem oka doglądać wszystkiego. Z ciężkim sercem pogodziliśmy się z tym, że nie jesteśmy jedynymi miłośnikami wschodów słońca i ropoczeliśmy z kumplem fotografować na tyle, na ile pozwalały okoliczności. Odpuściliśmy praktycznie zdjęcia krajobrazowe i zaczeliśmy uprawiać „reporterkę” pomieszaną z fotografią streetową i tak mogę śmiało powiedzieć, że niechcący zostaliśmy chyba prekursorami nowego trendu w fotografii. Pomimo, że nie udało nam się zrealizować naszego planu na ucieczkę z miasta, żeby poobcować sam na sam z przyrodą, z dala od ludzi i zgiełku to i tak po raz kolejny Babia Góra zaskoczyła nas „czymś innym”- na pewno tam kiedyś wrócimy choć zdecydowanie będziemy szukać miejsca do noclegu z dala od szczytu i tłumów.