Od dość niedawna zauważam bardzo fajny trend w ślubach. Można powiedzieć, że wręcz modne stają się śluby i wesela organizowane poprostu na luzie. Fachowo nazywa się je ślubami naturalnymi, emocjonalnymi- nazewnictwo jest bardzo szerokie. Nie ukrywam, że jestem ich wielkim fanem, ponieważ wręcz uwielbiam wykonywać takie właśnie reportaże, gdzie ludzie nie mają przysłowiowego „kijka w d…” i wiedzą, że nie wszystko musi być w tym dniu idealne. Idealne makijaże, fantazyjne fryzury, opalone ciała i mnóstwo innych rzeczy, które mógłbym wymieniać bez końca. Cały ten blichtr bardzo często przysłania ludziom prawdziwe emocje a pęd ku temu, żeby wyglądać świetnie na zdjęciach czy filmie video „zjada” prawdziwe emocje i to, co najważniejsze w tym dniu a więc uczucia dwojga ludzi, niecodzienna bliskość ich rodzin, spojrzenia, gesty- mnóstwo, mnóstwo z pozoru małych rzeczy, które budują niesamowitą całość- tworzą wieź niespotykaną na codzień. To wszystko jest warte zarejestrowania i upamiętnienia- nie sztucznie pozowane zdjęcia z szerokimi od ucha do ucha uśmiechami.
Parą, która jest idealnym przykładem ludzi ceniących sobie naturalność, nieposiadającą tzw. „parcia na szkło” jest Ola i Tomek- to Ich chciałem Wam dziś przedstawić. Ludzie przy których czułem się jak członek rodziny, jak specjalny gość- nie jak obcy facet z aparatem, który chce „wykraść” ich prywatność. Wszystko, dosłownie wszystko w tym dniu było okraszone szczerymi uśmiechami oraz emocjami, co myślę również udzieliło się wszystkim zaproszonym gościom i co również widać na zdjęciach.
Olu, Tomku- dziękuję Wam za zaproszenie mnie do siebie w tak ważnym dla Was dniu, daliście mi wiele frajdy i sprawiliście, że moja praca w tym dniu była prawdziwą przyjemnością.
P.S.: gdyby ktoś potrzebował dobrych porad jak zorganizować ślub „bez spinki” mogę służyć jako łącznik między Wami a Olą i Tomkiem :))