Wszyscy są zgodni co do tego, że Bieszczady są piękne o każdej porze roku- w zasadzie się z tym zgadzam i ja- no może poza jednym wyjątkiem- latem jest tam zbyt zielono i monotonnie, ale przede wszystkim za bardzo tłoczno, co nie pozwala cieszyć się wolnością i obcowaniem z naturą. Jest natomiast taki krótki moment, w którym dwie pory roku dosłownie „walczą” ze sobą- zima atakuje swoją srogością a jesień uporczywie stara się utrzymać jak najdłużej. Widać (i czuć) to szczególnie na szczytach i na Połoninach. Idąc szlakiem w górę podziwiamy jeszcze na drzewach piękne barwy jesieni, ale gdy staniemy na szczycie wokół jest już wszystko zmrożone i przypruszone śniegiem- widok jest niesamowity, bo z góry widać jak na dłoni gdzie przebiega „granica” dwóch pór roku. Na taki właśnie moment czyhałem studiując aktualne prognozy pogody i chyba udało się :)).
Nie byłbym sobą gdybym nie dorzucił do wpisu „coś od siebie”- na parking pod Przełęczą Wyżniańską dotarłem ok. godziny 3:30 a więc miałem jeszcze ok godziny na przebranie się i przygotowanie do wyjścia na szczyt. Oczywiście o tej porze na parkingu nie było żywej duszy, postanowiłem pół godziny się zdrzemnąć- jakby nie było miałem za sobą 6h jazdy autem w nocy. Ledwie zamknąłem oko usłyszałem w pobliżu strzały jakby z broni palnej, zerwałem się i rozejrzałem. W odległości mniej więcej 100m za drzewami było widać łuny świetlne- stamtąd pochodziły te strzały. Teraz pomyślcie- jesteście sami pośrodku niczego, najbliższa miejscowość kilka km dalej. Teren Bieszczad jest obszarem przygranicznym łączącym Ukrainę i Polskę, od lat kwitnie tam nielegalny proceder przemytu ludzi (i towarów). W jednej chwili te wszystkie fakty ułożyły mi się w sensowną układankę- pewnie ktoś nielegalnie przekracza granicę, został zauważony przez strażników granicznych i rozpętała się strzelanina a ja jestem pośrodku tego wszystkiego. Ogarnęła mnie przez chwilę lekka panika- nie wiedziałem czy odpalać silnik i zabierać nogi za pas czy nie ujawniać się i przeczekać wszystko. Wychyliłem tylko lekko głowę na skraj szyby i obserwowałem, po chwili pojawiły się światła nadjeżdżającego samochodu- pomyślałem, że jadą posiłki i zaraz wszystko będzie ok. Samochód przejechał obok mojego i oddalił się w stronę skąd dobiegał huk strzał i nagle zniknął- czekałem dalej w bezruchu na rozwój sytuacji- jednak wszystko nagle ucichło i…tak już pozostało. Pewnie zastanawiacie się co tak naprawdę się tam wydarzyło- ja też miałem tę łamigłówkę w głowie aż do zejścia z powrotem po wschodzie ze szczytu na parking. Rozwiązanie tajemnicy przyniósł mi parkingowy- wyjaśnił to krótko- „panie- tu za drzewami stacjonuje oddział wojska, oni tam mają rozbity obóz i może sobie trenowali”- jak widać strach ma wielkie oczy a spanikowany mózg potrafi niezłe scenariusze układać- dobrze, że nie zwiałem stamtąd, bo nie byłoby żadnych zdjęć ani tego wpisu :))
Muszę też wspomnieć o miłej wizycie w Bacówce Pod Rawkami. Nie będę się rozpisywać, bo to jest blog fotograficzny a nie pisarski (poza tym pewne informacje w dobie pandemii mogłyby wprowadzić niepotrzebny zamęt a patrząc na to jak ludzie obecnie reagują na pewne tematy…lepiej to przemilczeć). W każdym razie- mój wypad w planach był wyprawą samotną, okazało się jednak, że dołączyły do mnie w drodze na Rawki na wschód słońca dwie miłe dziewczyny oraz pies i dzięki temu było mi raźniej (i odważniej- mając na uwadze wydarzenia z poprzedniej nocy). W tym miejscu pozdrawiam serdecznie moje „kompaniery” i zapraszam (wreszcie) do obejrzenia zdjęć.
P.S.- Parkingowy podczas rozmowy uraczył mnie także opowieściami o atakujących niedźwiedziach- kilka z nich miały happy end- czyli zaatakowany przeżył z porwaną skórą i połamanymi kończynami a kilka z nich niestety skończyło się tragicznie- i jak potem maszerować samemu w środku nocy po górach?
Dzięki za tę fotorelację! Jest MEGA:) Aż się zapaliłam, żeby znowu iść. Tym razem już przygotowana.. 🙂